Seria książek o Mikołaju – hit dla dzieciaków

Stoisko na targach – jak je zaprojektować?

Panująca za oknem wiosna sprawia, że więcej czasu spędzam na świeżym powietrzu. Nie mam ani czasu ani ochoty siedzieć przed komputerem, oglądać telewizji czy czytać książek. Wróć! Ochotę mam, tylko czasu jakby mniej. Ale zgodnie z zasadą „czytaj dziecku co najmniej 20 minut dziennie, codziennie” staram się zaglądać chociaż do dziecięcych książek. Nie jestem perfekcyjną mamą, więc czasem czytam Mikulinowi godzinę, a czasami w ogóle, ale jednak książki od początku były ważnym elementem wychowania moich dzieci. Dlatego nie powinien dziwić fakt, że dziś w biblioteczce Krollewny znajdzie się kilka pozycji przeznaczonych dla najmłodszych. A skoro syn ma na imię Mikołaj, to z przyjemnością sięgnęliśmy po książki, którego bohaterem jest imiennik mojego syna.

W naszej kolekcji mamy: Nieznane przygody Mikołajka, Nowe Przygody Mikołajka, Nowe przygody Mikołajka kolejna porcja, których autorami są Goscinny i Sempe oraz dwie książki nawiązujące do tych oryginalnych opowiadań Rozrywki Mikołajka oraz Przepisy Mikołajka.

Cała Mikołajkowa seria jest bardzo…hmm… chłopacka:) Nie chłopięca, tylko chłopacka właśnie. Taka dla małych łobuzów, którzy lubią się bić, ścigać, grać w piłę i spędzać wolny czas na męskich zabawach. Główny bohater nie jest grzecznym chłopcem, a przynajmniej nie poza domem.

Zacznę od tych pozycji stworzonych przez duet Goscinny & Sempe. Rene Goscinny jest autorem przygód Mikołajka a Jean-Jacques Sempe pięknie je zilustrował. Akcja rozgrywa się w małym francuskim miasteczku dawno dawno temu, ale bardzo przypomina mi moje dzieciństwo. Mikołajek nie miał telewizora, nie spędzał wolnego czasu na grach komputerowych, bo nikt wtedy o komputerach nawet nie wiedział. Żył w czasach, gdy rodzice nie pilnowali dzieci na każdym kroku, nie zawozili ich samochodami do szkoły, nie wychodzili z nimi na plac zabaw. Banda dzieciaków mogła bawić się sama „na placu”, gdzie znajdował się stary samochód służący im za miejsce-bazę do wymyślania nowych zabaw.

Książki są napisane w tak lekki i zabawny sposób, że nie raz sama śmiałam się przy ich lekturze. Postacie są bardzo prawdziwe, opisane ze wszystkimi słabościami i ułomnościami, jak mama, która kilka razy zdawała egzamin na prawo jazdy, obrażająca się na tatę, czy strzelająca fochy jak prawdziwa kobieta, czy tata- trochę nieporadny, próbujący wytłumaczyć synowi między wierszami jak powinno obchodzić się z kobietami, żeby dobrze z nimi żyć. Szkolni koledzy Mikołajka są prawdziwi. Taki Alcest na przykład jest po prostu gruby! Nie puszysty, pulchny czy przy kości, tylko gruby. Historie zawarte na łamach „Mikołajków” są bardzo prawdziwe, pewnie nie raz wydarzyły się w niejednym domu i przez wiele lat jeszcze będą powtarzać, bo autor nie wybielał bohaterów, nie idealizował tylko spisywał swoje obserwacje.

Mój synek uwielbia przygody swojego imiennika, zarówno te książkowe, jak i bajkowe- bo czasami Mikołajka oglądamy również w telewizji. W 2009 roku książki te zostały zekranizowane i powstał film pt. Mikołajek. Przyznam szczerze, że jeszcze go nie widzieliśmy, ponieważ chciałam, żeby synek najpierw zaznajomił się z opowiadaniami i polubił książkowego bohatera. Mikulin nie tylko go polubił, ale wręcz pokochał! A wczoraj, gdy wracaliśmy z lekcji rytmiki przeprowadziłam z synem taką rozmowę:

– Mikołajku a ilu chłopców o takim samym imieniu jak twoje znasz?

– Trzech.

– Trzech? A jakich?

– No jeden to ja… Drugi to Święty Mikołaj… A trzeci to Mikołajek z książki!

Życzę miłej lektury 🙂