Zostaliśmy perfidnie okłamani! Ukochane bajki naszego dzieciństwa wcale nie są tak słodkie i niewinne, jak nam to próbowali wmawiać rodzice i twórcy filmowi.
Moje małe śledztwo wykazało, że bliżej im do filmów typu gore, takich jak „Hostel” czy „Piła”, niż do uroczych, sielankowych opowiastek.
Nie ma w nich miejsca na romantyczne pocałunki, które budzą ze snu, na miłość, która pokona wszelkie przeszkody, ani na super bohaterów, którzy uratują z każdej opresji. Jest za to dużo krwi, przemocy i seksu (czyli to, co w filmach lubię najbardziej).
Śpiąca Królewna według Perrault i Disneya
Dziś pod lupę biorę Śpiącą Królewnę, ponieważ mam do tej baśni szczególny sentyment, choć jednocześnie uważam, że jest…kompletnie bez sensu. No przecież to się kupy nie trzyma:
Zła czarownica wpada nieproszona na chrzest królewskiej córki i już od progu krzyczy: „Zanim słońce zajdzie w dniu jej 16 urodzin, królewna zrani się w palec wrzecionem z kołowrotka i umrze”. Co w tej sytuacji robi królewska para? Podejmuje chyba najgorszą z możliwych decyzji: oddaje swoje ukochane dziecko pod opiekę trzech mało rozgarniętych wróżek.
„Piła”? „Hostel”? A może „Koszmar z ulicy Wiązów”? Nie, prawdziwy horror ukrywa się w bajkach naszego dzieciństwa
Królewna Aurora spędza długie lata na jakimś zadupiu, po czym wraca do zamku…dokładnie w dniu 16 urodzin, gdzie – o, jaka niespodzianka, kto by się spodziewał – wpada prosto w łapska okrutnej czarownicy.
Przepowiednia się spełnia, królewna rani się w palce, zapada w głęboki sen, podsumowując – wszystkie te lata spędzone z dala od rodziny idą na marne. Gdzie tu logika, gdzie sens?!
Jak było naprawdę?
Oryginalna wersja spisana w XVII wieku przez Giambatistę Basilego brzmi jakoś tak:
Na świat przyszła córka bogatego człowieka, Talia. Zgodnie z przepowiednią pewnego dnia dziewczynka miała ukłuć się w palec wrzecionem i umrzeć.
Kiedy przepowiednia się spełniła, jej ojciec przeżył załamanie nerwowe i – jak na wzorowego rodzica przystało – spakował swoje manatki i opuścił królestwo na zawsze.
Jakiś czas później do zamku zawitał młody król. Kiedy tylko ujrzał nieprzytomną dziewczynę, poczuł, jak tętno mu skacze, krew pulsuje, hormony buzują i…zrobił coś okrutnie nieszlachetnego. Po prostu zgwałcił królewnę, a następnie opuścił zamek i wkrótce zapomniał o tym „nic nie znaczącym incydencie”.
Kiedy po pewnym czasie wrócił, przekonał się, że seks bez zabezpieczenia, nawet z na wpół martwą osobą, może mieć bardzo negatywne konsekwencje.
W zamku czekała na niego przebudzona i zdezorientowania kobieta…z dwójką małych dzieci. Tak, tak, królewna zaszła w ciążę, urodziła bliźniaki (nie przerywając snu, co akurat bardzo mi się podoba), i w końcu obudziła się, gdy jedno z nich zaczęło ssać jej palec, w którym utkwił fragment wrzeciona.
Dochodzimy w tym miejscu do sytuacji, która przekracza, moim zdaniem, wszelkie granice absurdu. Każda normalna kobieta w podobnej sytuacji wpadłaby w furię, tymczasem nasza bohaterka…zakochała się w królu-gwałcicielu do szaleństwa.
I być może żyliby długo i szczęśliwie, wspominając pierwsze spotkanie (A pamiętasz, jak się poznaliśmy? Byłaś wtedy taka mało kontaktowa, hi, hi, hi), gdyby nie jeden mały szczegół: król zapomniał, że…ma żonę. Czyli nie dość, że gwałciciel, to jeszcze niedoszły bigamista. Co jest z tymi facetami nie tak?!
Kiedy królewska małżonka odkryła, że jej mąż-idiota spędza czas z inną kobietą, postanowiła się zemścić. Najpierw podstępem zwabiła dzieci Talii do zamku i rozkazała kucharzowi, by je zabił, ugotował, a następnie podał królowi na uroczystej kolacji.
Później również podstępem zwabiła Talię, żeby ją spalić na stosie. Na szczęście w tym momencie do zamku wpadł król i dosłownie w ostatniej chwili uratował swą ukochaną przed okrutną śmiercią w płomieniach. Radość ze spotkania nie trwała jednak długo: zła królowa z satysfakcją poinformowała niewiernego małżonka, że jest wstrętnym kanibalem, bo – co prawda nieświadomie, ale jednak – zjadł własne dzieci.
Tego było już za wiele. Zrozpaczony król rozkazał spalić swoją niegodziwą małżonkę razem z kucharzem-mordercą. Historia ma jednak szczęśliwe zakończenie: okazało się, że królewskie dzieci żyją i czekają na swych rodziców ukryte w bezpiecznym miejscu. Koniec. Aż się popłakałam ze wzruszenia
Ale o co chodzi?
Wszystko w tej baśni kręci się wokół seksu – tak twierdził nieżyjący już amerykański psychoanalityk, Bruno Bettelheim.
Po pierwsze, śmierć, którą przepowiedział wróżbita, jest symbolem lęku rodziców przed dorastaniem seksualnym córki.
Po drugie, to nie przypadek, że królewna zapadła w sen na skutek ukłucia się wrzecionem z kołowrotka. Wrzeciono symbolizuje penisa, a krew, która pojawiła się na palcu, jest symbolem krwi menstruacyjnej.
Po trzecie, odnajdziemy w Śpiącej Królewnie wątek kazirodczy. Zaginiony król-ojciec i młody król-gwałciciel to według Bettelheima może być jedna i ta sama osoba. Ojciec królewny opuścił królestwo, lecz po jakimś czasie powrócił w osobie młodego króla, by współżyć z własną córką, u której Bettelheim…zdiagnozował kompleks Edypa. JPRDL, co ci psychoanalitycy biorą, że im takie rzeczy do głowy przychodzą?
Nic więcej już dziś nie napiszę, bo jestem załamana. Tak zbezcześcić ukochaną bajkę mojego dzieciństwa. A idź pan w cholerę, panie Bettelheim!
256 Comments